Zostałam poproszona o napisanie artykułu na temat małego manipulanta i okazało się, że nie rozumiem, w czym problem?
Dla mnie najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem jest to, że dzieci wykorzystują każdą lukę w „prawie”, testują i wciąż kombinują, żeby im było jak najłatwiej, najprzyjemniej i najwygodniej i potem patrzą, co z tego wyniknie. Jeśli coś dla nich jest korzystne – powtarzają to częściej, a jeśli niekorzystne – rzadziej.
Gdybym miała znaleźć zdanie, które najczęściej słyszałam od nauczycieli, byłoby to właśnie: „Proszę wreszcie coś z tym zrobić!”. Zdanie to zwykle następowało po opisie nieakceptowanego przez nauczyciela zachowania mojego dziecka. Myślę, że wielu rodziców, których pociechy nie są wzorem opanowania, spokoju i podporządkowania, ma podobne doświadczenia do moich. A mało jest zdań bardziej wkurzających nas, rodziców, niż powyższe, bo często doszukujemy się w nim zarzutu, że nie pracujemy z dzieckiem wystarczająco dużo.
Czy ktoś z Was spotkał w życiu Złotą Rybkę lub Dżina z Lampy Alladyna? Ja przekonałam się, że nie są to tylko bajki.
Być może znacie też zabawną historię o otwartym sercu? Jest ona prawdziwa. Pewien człowiek był samolubny i niewierzący ale wreszcie nawrócił się, uwierzył w Boga. Jego gorącym pragnieniem odtąd było, aby otworzył się na potrzeby innych ludzi. Tak więc od tej pory codziennie żarliwie modlił się „Panie Boże, otwórz moje serce!”. Po pół roku jego modlitwa została wysłuchana. Z powodu choroby serca wylądował na stole operacyjnym, gdzie otworzono mu serce. Od tej pory już bardzo ostrożnie formułował swoje modlitwy.
„Spadaj!”, „Ale się czepiasz!”, „Odwal się, podoba mi się ten syf”, „Będę jak wrócę”, „Nie rób ze mnie muła”… Czy to nasz słodki bobasek sprzed kilkunastu lat? Aż tak bardzo się zmienił? Czy nasza kochana pociecha zmieniła się mroczną postać, której nie rozumiemy, z którą nie potrafimy się porozumieć?
Myślisz o przyszłości swojego dziecka – co widzisz? Jak ją sobie wyobrażasz? Czy masz dla niego wymarzony zawód? Czy masz wymarzonego dla niego partnera, zaplanowany dom, dzieci, samochód? Ale… Czy masz pewność, że to jest faktycznie dla niego dobre? Czy to da mu szczęście?
Pierwszy września – magiczna data dla tysięcy pierwszoklasistów. Tę chwilę bardzo przeżywają rodzice – dorośli, a co dzieje się z dziećmi? Ileż marzeń, pragnień, ileż ciekawości, strachu, wątpliwości! W młodych główkach powstaje zamęt. Ciekawość nowego miesza się z lękiem i niepewnością. Nie wiadomo co silniejsze: strach czy ciekawość. Dzieci chcą być dorosłe, “duże”, a jednocześnie boją się, że skończy się zabawa, zacznie tajemnicza “nauka”. Rodzice także chcą i nie chcą tej dorosłości swych pociech.
„Nie idę jeszcze spać!” „Nie ma mowy, dzisiaj nie wstaję!”
Nie wiem, jak jest u Was, ale u mnie to jest mój coroczny koszmar jesienno-zimowy. O tych porach roku wciąż walczyłam z dziećmi – o to, aby wstały do szkoły na czas. Podstawą jest oczywiście wyregulowanie snu.
Dzieci tego nauczyłam szybko. Bułka z masłem, naprawdę. Poznałam zasady, pilnowałam rygorystycznie i gotowe. Raz w roku (po wakacjach) musiałam tę procedurę przechodzić na nowo, ale jakoś dałam radę. Ze mną idzie mi znacznie gorzej, mówiąc szczerze wciąż walczę… Uwielbiam nocne siedzenie przy kompie, nienawidzę zepsutych przez to poranków. Ale i tak brnę dalej. Tak, jak dzisiaj, pisząc ten tekst o trzeciej nad ranem!
Bardzo dawno temu usłyszałam mądre sława: „ Dzieci są nam pożyczone, a nie dane”. Na początku, przyznam szczerze, nie rozumiałam znaczenia tych słów… No jak to? Przecież to nasz skarb wyśniony i upragniony, będzie z nami na zawsze, przecież nawet, jak dorośnie, to… Kim będzie? Jakim będzie człowiekiem i czy my pozwolimy uczyć się na własnych błędach i upadkach? Ale jak to? Nie podnieść naszego kochanego skarbu? Nabroił – jak nie usprawiedliwiać? To nasze dziecko, jakim prawem ma stać mu się krzywda! A my co, mamy bezczynnie na to patrzeć? No, normalnie wredni i patologiczni rodzice!
Jestem ojcem prawie czternastoletniego Jakuba zdiagnozowanego przez Poradnię Psychologiczno – Pedagogiczną w kierunku dysleksji, dysgrafii oraz nadpobudliwści psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD).
PUNKT WIDZENIA RODZICA WSPÓŁPRACA NA LINII RODZICE –SZKOŁA
(fragmenty materiału przygotowanego na konferencję w Olkuszu)
ADHD większości nauczycieli i pedagogów kojarzy się z dzieckiem niegrzecznym, agresywnym w stosunku do kolegów i dorosłych, bardzo ruchliwym i niemożliwym do opanowania. Taki jest zewnętrzny odbiór dziecka z ADHD. Wiele dzieci, które cierpią na to zaburzenie tak wygląda, ale bardzo trudno ocenić dziecko, które już nie ma widocznych cech nadruchliwości. Dziecko potrafi przesiedzieć pozornie spokojnie w ławce całą lekcję, jest grzeczne, nie zwraca na siebie uwagi, czasem wyrwie się nie pytane do odpowiedzi, nie zawsze ta odpowiedź jest adekwatna do tego co mówi nauczyciel. Często dziecko siedzi w ławce i wydaje się, nieobecne, wyrwane do odpowiedzi nie wie o czym była mowa, bo przed chwilą ulicą przejechał samochód i wtedy on był ciekawszy. Może przeleciała mucha, której nikt nie zauważył tylko to dziecko. Statystycznie w każdej klasie jest jedno lub dwójka takich dzieci.