Wspieraj, nie wyręczaj. Część III. Dorosłość tuż za progiem

Autorka: Anka-Niko

Część III. Dorosłość tuż za progiem


„Spadaj!”, „Ale się czepiasz!”, „Odwal się, podoba mi się ten syf”, „Będę jak wrócę”, „Nie rób ze mnie muła”… Czy to nasz słodki bobasek sprzed kilkunastu lat? Aż tak bardzo się zmienił? Czy nasza kochana pociecha zmieniła się mroczną postać, której nie rozumiemy, z którą nie potrafimy się porozumieć?


Czy tak musi być? Czy faktycznie przeszkadzamy naszemu prawie dorosłemu dziecku? Czy już nas nie potrzebuje? Nigdy nie przytuli? Czy da sobie radę w życiu? Jaka przyszłość je czeka? Setki pytań kołacze nam w głowie. Dopada nas niepewność a także brak wiary w słuszność działań i umiejętności wychowawcze.
Oczywiście są młodzi ludzie, którzy świetnie się uczą, są kulturalni, odpowiedzialni. Co robić, aby i nasza pociecha do nich się zaliczała?

Bycie rodzicem nastolatka jest trudne. Rodzic wie, że jest jeszcze wiele rzeczy, których trzeba nauczyć, które trzeba pokazać, a z drugiej strony – potomek wyrywa się w świat, ma swoje zdanie, chce sam o wszystkim decydować, najważniejsze jest dla niego zdanie kolegów.

Ale bycie nastolatkiem też nie jest łatwe. Wbrew pozorom nastolatkom bardzo potrzebne są rozmowy, wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, wyraźnie określone granice, zrozumienie. Jest w dziwnym etapie życia – już nie dziecko, a jeszcze nie dorosły.

Nauka
Teoretycznie młodzi ludzie powinni już zdawać sobie sprawę z ważności wykształcenia. Wielu z nich rozumie to i wybiera szkoły, które stawiają na naukę, gdzie promowana jest wiedza, są autorskie programy, specjalne fakultety, wymiany międzynarodowe. Nie mamy wpływu na to jakie dziecko „trafi” nam się w loterii życia. Nasza pociecha może odbiegać od tego „idealnego” obrazu. Może też zdarzyć się tak, że trafi do klasy „kujonów”, lub przeciwnie, luzaków, którzy nie dbają o naukę – to też ma wpływ na naukę naszego potomka. Niezależnie od zdolności, motywacji i predyspozycji dziecka, naszym zadaniem jest wspierać je, pomagać, uczyć podejmowania decyzji i trudnej sztuki wyborów. Ważne jest pozytywne wzmacnianie, zauważanie nawet drobnych postępów, pokazywanie możliwych skutków decyzji, ale i wspieranie, niezależnie od podjętej decyzji.

Na tym etapie rozwoju młody człowiek ma już przynajmniej jako tako sprecyzowane mocne i słabe strony, ujawniają się predyspozycje do dalszej kariery. Warto wtedy zweryfikować także masze wyobrażenie o oczekiwanych ocenach i sposobie uczenia się. Nie wymagajmy najwyższych ocen ze wszystkich przedmiotów. Pamiętajmy, że dwójka to już jest pozytywna ocena. Można zawrzeć umowę, w której określimy realne oczekiwania (np. 80-procentowa frekwencja, pozytywne oceny z wybranych przedmiotów a zaliczające z pozostałych…). Dajmy dziecku prawo wyboru tych wiodących przedmiotów.

Rozmawiajmy o przyszłości, proponujmy poznawanie różnych zawodów, pokazujmy jakie przedmioty są w tych wyborach ważne (np. medycyna – biologia, chemia; inżynieria – matematyka, fizyka; aktorstwo – języki, sprawność fizyczna… itd., itp.) Pamiętajmy jednak, że przyszły zawód dziecka, to jego życie. Nie narzucajmy naszych wizji czy naszych niezrealizowanych ambicji. Przy problemach z nauką warto zwrócić się do pedagoga szkolnego, ewentualnie przemyśleć pomoc korepetytora. Z całą pewnością nie wolno nam zaniżać samooceny dziecka przez poniżanie go, porównywanie z innymi, określanie słowami uznanymi za wulgarne (pamiętajmy, że nasze dziecko ma na imię Maciek, Milena, Kuba czy Aneta, a nie Grubasek, Głupek, Ciamajda, Fajtłapa, Dureń, Matoł czy Kretyn).

Powroty do domu
O godzinę powrotu młodych ludzi do domu od zawsze trwa swoista walka pokoleń – rodzic pragnie przyspieszenia powrotu („w domu dziecko bezpieczne”), młodzian zaś wręcz przeciwnie – ociąga się z powrotem (chce „uciec przed nadzorem”). Jak wypracować consensus? Jak uniknąć ucieczek i łamania zasad?
Przede wszystkim dawać przykład własnym postępowaniem: uprzedzać o późniejszych powrotach, mówić gdzie się będzie. To powinna być zasada obowiązująca wszystkich domowników. Miejmy na względzie, że dziecko (niezależnie od wieku) też się niepokoi, gdy nie wie co się z nami dzieje.

Ustalając zasady trzeba brać pod uwagę różne czynniki i różne sytuacje. Dobrym sposobem jest zawrzeć z dzieckiem umowę, aby nie trzeba było ciągle targować się (pamiętajmy, że przy tworzeniu zasad należy wysłuchać obu stron i dojść do consensusu). Na przykład: w piątki i soboty wracasz o 22:00; w tygodniu (pod warunkiem odrobionych lekcjach) i w niedzielę – najpóźniej o 21:00. Spóźnienia oraz targowanie się mogą w konsekwencji wpływać na skrócenie czasu poza domem. Z różnych względów (bezpieczeństwa, „praktycznych”, a także wychowawczych) rodzic powinien wiedzieć gdzie i z kim jest jego małoletni potomek.

Warto co pewien czas pozwalać nocować poza domem – oczywiście w znanym miejscu, po umówieniu z rodzicami, u których będzie nocować młody człowiek.

Pamiętajmy, aby zauważać wszystkie punktualne powroty.

Prace domowo-użyteczne
Jakie prace wykonuje w domu Twoje nastoletnie dziecko? Co należy do jego codziennych obowiązków, a co robi od czasu do czasu? Targuje się o wszystko? Uważa, że to nie ono powinien robić? Czy przeciwnie – samo wyszukuje prac domowych? Wiele zależy od osobowości dziecka i naszego z nim postępowania. Zakres obowiązków domowych powinien rosnąć wraz z dzieckiem i jego możliwościami. Nastolatek poradzi sobie z posprzątaniem pokoju, włączeniem pralki i rozwieszeniem prania, umyciem podłóg i okien, zrobi także zakupy wg podanej listy, a nawet sam przygotuje obiad. Młodemu człowiekowi warto spokojnie wytłumaczyć, że dom, to nasza wspólna własność i każdy ma prawa i obowiązki.
Do zakresu obowiązków warto też włączyć działania dla szerszego grona (babci, sąsiadki…), bo ćwiczy to empatię czy nie tylko konsumpcyjnego podejścia do życia.

Kieszonkowe – pierwszy budżet
Nasz młody człowiek ma swoje wydatki. To naturalne. Chce mieć gotówkę na drobne codzienne zakupy (napój, coś do zjedzenia, gazeta, kosmetyki…), nie chce tłumaczyć się rodzicom z każdej wydanej złotówki. Chce też mieć coraz więcej atrakcyjnych przedmiotów.

Kieszonkowe to pierwsza lekcja ekonomii. Najlepiej by było połączyć sztukę wydawania (do której większość dzieci ma niesamowitą wręcz smykałkę) ze sztuką „zarabiania” i oszczędzania. Rodzic może np. uzależnić wysokość kieszonkowego od efektów w nauce albo od wykonania obowiązków domowych. Łatwiej jest (szczególnie u nadpobudliwców) rozliczać się w cyklu tygodniowym. Warto uczyć planowania wydatków, zbierania funduszy na droższą przyjemność.

Młody człowiek nie może oczekiwać spełniania każdej zachcianki. Lekcja planowania domowego budżetu daje mu naukę na przyszłe samodzielne prowadzenie swojego domu. Uświadomienie dziecku jakie są konieczne wydatki (czynsz, światło, gaz, jedzenie, ubranie…) i jak można na nie wpływać (oszczędzanie wody podczas mycia, gaszenie zbędnych świateł, wyłączanie nieużywanych sprzętów, podnoszenie nóg podczas chodzenia, dbanie o przedmioty…), uczą gospodarowania posiadanymi środkami.

Czasami dziecko chce wydać dużą kwotę na coś, co wydaje nam się bezsensowne. Pozwolić mu „zmarnować” oszczędności? Wbrew pozorom warto – dziecko nauczy się, że wydatki lepiej jest przemyśleć, zaplanować, czasami dłużej zbierać, by kupić coś lepszego. Jest duża szansa, ze przed kolejnym zakupem przemyśli i przekalkuluje.

Trudne sytuacje
Młodzi ludzie miewają szalone pomysły. Eksperymentują, badają granice prawa, testują spostrzegawczość dorosłych. Może się zdarzyć i tak, że popadną w konflikt z prawem, trzeba będzie małoletniego odebrać z komisariatu, być z nim w sądzie, rozmawiać i spotykać się z kuratorem, czy nawet powierzyć na pewien czas jego wychowanie specjalistycznemu ośrodkowi. Mimo zupełnie zrozumiałej złości na dziecko, trzeba być przy nim, spokojnie rozmawiać (ale bez nic nie wnoszącego ględzenia), tłumaczyć, wspierać, zapewniać o miłości, a także poznać prawa dziecka w różnych sytuacjach (np. zasady przesłuchiwania małoletnich). Warto także – w wyjątkowo trudnych sytuacjach – zwrócić się do organizacji, które mogą wspomóc i nas i dziecko. Dla jego dobra trzeba konsekwentnie stosować konsekwencje czynów. Czasami jest to bardzo trudne – rodzic zwykle chce dobra swojego dziecka, chce je chronić. Warto jednak przemyśleć, co jest lepsze z perspektywy przyszłego dorosłego życia naszego potomka. Nasze konsekwentne działanie jest uczeniem odpowiedzialności za popełniane czyny i konieczności stosowania się do przepisów „ogólnoludzkich”.

Rozmawiajmy z nim o trudnych sytuacjach, ale właśnie „rozmawiajmy z nim”, a nie „mówmy do niego”. Taka rozmowa powinna z jednej strony uzmysłowić popełnione błędy, a z drugiej – dać mu pewność, że rodzic zawsze, nawet w trudnych sytuacjach, stanie za nim, da mu wsparcie, zrozumie, wesprze. „Uzmysłowienie” będzie pełniejsze i trwalsze, gdy młody człowiek sam dojdzie do tego co zrobił źle, a nie podamy mu te błędy „na tacy”. Naszą rolą jest wspierać je w każdej sytuacji, ale nie wyręczać, gdy tylko pojawi się problem. Zamiast wyręczać – stańmy się „suflerem”, który podpowiada możliwe rozwiązania w sytuacji, gdy młody człowiek traci grunt pod nogami i nie widzi możliwości wyjścia z impasu.

Rozmowy z nastolatkiem bywają trudne do prowadzenia, ale warto z nim rozmawiać w każdej możliwej sytuacji – żeby go lepiej poznać, znać jego marzenia, problemy, żeby on poznał nas, żeby rozumiał przynajmniej część naszych (dorosłych) problemów. Takie poważne rozmowy przygotowują go do samodzielnego życia.


„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, powiedział kanclerz Jan Zamoyski (cytat z aktu fundacyjnego Akademii Zamojskiej). Nie bójmy się wymagać od dziecka, ustalać zasady i konsekwencje. Kochajmy mądrze, dajmy poczcie bezpieczeństwa. Nauczmy się traktować nasze dorastające dziecko jako odrębną jednostkę, która ma swoje marzenia, swoje plany, swoją wizję siebie jako dorosłego. Zauważmy, że ma swoje indywidualne zdolności, preferencje, predyspozycje – często odmienne od naszych. Nie jest nami, jest sobą. Wychowujmy z przeświadczeniem, że przez nauczenie samodzielności, wspieranie a nie wyręczanie, dajemy naszym pociechom wolność i niezależność, dajemy im życie i kompetencje społeczne. Pozwólmy iść ich a nie naszą drogą. Korczak zwykł mawiać: „nie ma dzieci, są ludzie” – to warto przemyśleć…

I tak zakończę swój trzyczęściowy artykuł. Zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpałam tematu. Mam nadzieję, że zasygnalizowałam sytuacje, na które trzeba zwracać uwagę. Reszta zależy od Waszej wyobraźni, doświadczenia i umiejętności, które możecie rozwijać np. na kursach, warsztatach dla rodziców, grupach wsparcia (ze swej strony szczerze polecam wirtualną grupę wsparcia forum.adhd.org.pl). Starajmy się jak najlepiej poznać nasze dziecko, jak najwięcej z nim rozmawiajmy i traktujmy je poważnie, jak drugiego człowieka, a nie naszą „własność” czy „podwładnego”. Obu stronom będzie łatwiej, a młody człowiek nabierze wiary we własne możliwości i poradzi sobie w dorosłym życiu.

Na zakończenie artykułu proponuję „pigułkę”. warto zapamiętać schemat postępowania:
Wyręczamy→pokazujemy→uczymy→wspieramy→dziecko umie i wykonuje samodzielnie→młodzież myśląca→odpowiedzialny dorosły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *