Autorka: Anka-Niko
Nieuniknienie kończy się słodkie dzieciństwo. Młody człowiek, pełen ciekawości, niepewności i lęku, przekracza próg szkoły. A my, rodzice? Jak sobie z tą zmianą radzimy? Czy wraz z tą zmianą zmieniamy także obowiązki dziecka? Czy inaczej traktujemy nasze pociechy? Czy przypadkiem nie jest tak, że za wszelką cenę chcemy zachować stan „słodkiego maleństwa”? Warto zastanowić się nad tymi pytaniami.
Aby nasze dziecko rozwijało się ku dorosłości i samodzielności, dużo musi się zmienić: nasz sposób myślenia o dziecku, jego przywileje i obowiązki, plan dnia, a nawet strój, zabawki i różne przedmioty używane na co dzień. Na nowo trzeba zweryfikować wyznaczone granice, postawić nowe cele, przywileje, konsekwencje.
Prace domowe
Aby uzyskać pozytywne efekty w usamodzielnianiu, dobrze jest możliwie najwcześniej zacząć włączać dziecko do prac domowych. Na przykład, mój syn, od kiedy chodził bez wywracania się, zaczął pomagać w zakupach. Nosił wtedy torebkę z pieczywem albo papier toaletowy, czyli rzeczy lekkie, miękkie i nietłukące. Bardzo się cieszył, że ma takie „odpowiedzialne” zadania. Stopniowo zakres jego możliwości się zwiększał i teraz, kiedy jest nastolatkiem, nie ma problemu, że ma zrobić sam zakupy, czy że nosi większość/cięższe rzeczy (gdy idziemy razem).
Już nawet 2–3 latka powinno się włączyć w prace domowe. Może podawać różne przedmioty, próbować zamiatać, wycierać, pomagać we wkładaniu rzeczy do pralki. Kilkulatek spokojnie poradzi sobie z niektórymi drobnymi pracami w kuchni (podawanie niektórych produktów, mycie plastikowych naczyń, mieszanie, smarowanie pieczywa – oczywiście dbamy o bezpieczeństwo, więc dajemy odpowiednie narzędzia i uczymy bezpieczeństwa w kuchni), zaniesieniem i rozłożeniem serwetek do stołu, zebraniem klocków do pudełek, zaś 10-latek jest w stanie sam zrobić śniadanie czy kolację, pomóc w przygotowaniu obiadu i deseru, wynieść śmieci, porozkładać oraz pozbierać sztućce i naczynia, odkurzyć mieszkanie, podlać kwiaty. Dla nich będą to nowości, „dorosłe” zajęcia. Nastolatek może sam przygotować obiad, zrobić pranie, umyć okna, sprzątnąć swój pokój. Należy wspierać dziecko w tych pracach, podsuwać kolejne możliwości, uczyć zasad bezpieczeństwa, chwalić. Obowiązki domowe powinny „rosnąć” wraz z wiekiem dziecka. Początkowo powinniśmy precyzyjnie określać o co nam chodzi. Stwierdzenie „sprzątnij pokój” jest dla dziecka zbyt abstrakcyjne. Podzielny sprzątanie pokoju na etapy: klocki do pudełka, lalki do domku, samochodziki do garażu, książki na regał, powycierać kurz z półek i biurka…Wraz z wiekiem te etapy będą bardziej „pojemne”: sprzątnij na biurku, porządek w szafie, minimum na podłodze… Aż hasło „sprzątnij pokój” będzie dla dziecka zrozumiałe i wykonalne.
Kiedy dziecko jest małe, często zdarza się, że wyręczamy je, bo przecież zrobimy lepiej, szybciej, bo nie zepsujemy, nie poplamimy, nie zbijemy, nie rozlejemy… Zamiast wykorzystać naturalną potrzebę dziecka do uczenia się, eksperymentowania, pomagania – zabijamy to. Dzieci najlepiej uczą się przez przykład i współpracę. Jeśli zaniedbamy takie działania, to nie dziwmy się, gdy za kilka lat nastolatek powie, że czegoś nie umie czy nie chce zrobić – przecież kiedy on chciał się nauczyć, my nie daliśmy mu takich możliwości. Wspólne działania domowe to świetnie spędzony czas, bardzo zbliżający i rozwijający. To czas na beztroskie rozmowy, a nawet zdradzanie sekretów, które łączą rodzinę, pozwalają poznać się nawzajem. Dajmy dziecku eksperymentować. Zanim podpowiemy „jedynie słuszne” rozwiązanie – dajmy czas na próby (nawet te z góry skazane na niepowodzenie). A może powstanie wtedy jakiś bajeczny nowy przysmak?
Odrabianie prac domowych
Oto nadszedł moment, gdy dziecko wpada w tryby edukacji. Zaczyna się nowy etap rozwoju i mamy kolejne możliwości pracy nad wspieraniem i usamodzielnianiem. Dziecko ma nowe obowiązki – uczenie się, odrabianie lekcji, czytanie lektur, pakowanie tornistra, dotarcie na czas do szkoły, siedzenie w ławce, odpowiadanie przy tablicy, pisanie sprawdzianów. Musi przyzwyczaić się do nowego planu dnia, do nowych działań. Zaczyna brakować czasu na zabawę. Zmieniają się wymagania. Rodzice, najczęściej przejęci nową rolą, starają się pomagać. Czasami ta pomoc przeradza się w wyręczanie: wykonanie makiety czy innych prac plastycznych, napisanie wypracowania, rozwiązanie zadań. Dziecko może nauczyć się, że przeciągając wykonanie zadanych lekcji, udając bezradność czy marudząc, wzbudzi w rodzicach poczucie obowiązku, żal nad „biednym, przepracowanym, zmęczonym” dzieckiem, i doczeka się, że rodzice zrobią prace za nie. To niezbyt wychowawcza metoda. Moim zdaniem lepsza jest „dwója” zdobyta własną pracą niż „szóstka” zarobiona pracą kogoś innego. Takie wykorzystanie czyjejś pracy dla swoich korzyści można postrzegać jako kłamstwo, łamanie zasad, a nawet w przyszłości może doprowadzić do łamania prawa.
Oczywiście należy pomagać, ale to ma być tylko forma wsparcia: wpojenie zwyczaju zapisywania zadanych prac, nauczenie planowania czasu i kolejności wykonywanych czynności, podpowiedź ”gdzie szukać”, sprawdzenie poszczególnych etapów i wskazanie co jest zrobione dobrze, a nad czym jeszcze trzeba popracować itd., itp. Dobrze jest ćwiczyć planowanie kolejności wykonywanych prac zgodnie z możliwościami i predyspozycjami dziecka („najpierw zrób ćwiczenia z matematyki, a później zadania z gramatyki”).
Rodzic, szczególnie dziecka z problemami (np. deficytem koncentracji uwagi), „oddelegowany” do pomocy przy odrabianiu lekcji ma jeszcze inne ważne zadania: kierować uwagę dziecka na wykonanie kolejnych etapów (metoda „zdartej płyty”: „teraz piszesz”, „czytasz”, „porozmawiamy po odrobieniu lekcji”…), niwelować „rozpraszacze” (na biurku tylko niezbędne przedmioty, wyłączone radio i tv, zabrane z pokoju zwierzęta i rodzeństwo…), chwalić za wykonane etapy zadań. Początkowo wielu rodziców siedzi przy dziecku podczas odrabiania lekcji. Może warto rozważyć tylko doglądanie lub wyrywkowe sprawdzanie pracy? Z pewnością warto nauczyć, że za nieodrobione zadania czy brak zeszytu na lekcji odpowiada samo dziecko, i to ono, a nie rodzic, ponosi tego konsekwencje.
Zwieńczeniem odrabiania lekcji jest spakowanie tornistra. To także czynność jakby stworzona do ćwiczenia samodzielności. Trzeba przecież pamiętać o spakowaniu niezbędnych następnego dnia książek, zeszytów, przyborów a także wykonanych dodatkowych prac domowych. Początkowo pakujemy tornister z dzieckiem, przechodząc stopniowo do pełnej dziecięcej samodzielności i odpowiedzialności za kompletność tornistra. Uwaga – dzieci mają skłonności do pakowania dodatkowych rzeczy (maskotek, zabawek), albo przetrzymywania w tornistrze niezjedzonych kanapek czy jabłek. Dziecko powinno ponosić konsekwencje swego zaniedbania (np. przepisać zabrudzony zeszyt, umyć tornister).
Nawiązywanie znajomości
Mój syn nie ma problemów z nawiązywaniem znajomości, zawsze był bardzo kontaktowy. Chodził np. z babcią po zakupy i przedstawiał się, zagadywał sprzedawców, a celnicy na granicy – to kolejni przyjaciele. Wiem, że nie wszystkie dzieci mają tę łatwość. Są dzieci wycofane, zalęknione, bojące się obcych. Trzeba im pomóc w nawiązywaniu znajomości, w zabawie z innymi dziećmi. Najpierw samemu inicjując spotkania, a następnie stopniowo podpowiadać co mówić, robić, chwalić każdą zainicjowaną rozmowę czy zabawę. Za kilka lat, nastolatek już sam powinien sobie radzić.
Trudne sytuacje
W codzienny życiu spotykają nas różne sytuacje. Jedne są zwykłe, codzienne – i ich rozwiązanie nie sprawia większych trudności. Ale są sytuacje, które zdarzają się od czasu do czasu, czy są wręcz ewenementami, i z nimi trudno sobie poradzić. Czujemy się przyparci do muru, zaskoczeń.Trzeba nauczyć dziecko wychodzenia z każdej sytuacji. Radzenia sobie, rozwiązywania problemów a nie uciekania. Kiedy np. dziecko coś komuś zniszczy, powinno samo iść przyznać się i przeprosić, a także – w miarę możliwości – powinno zadośćuczynić (np. oddać swoją zabawkę). Kiedy coś się wydarzy w miejscu publicznym (np. w sklepie, kinie, parku), powinno mieć odwagę przyznać się i zgłosić to (np. obsłudze sklepu), aby można było naprawić szkodę, sprzątnąć, zabezpieczyć miejsce. Załatwianie takich trudnych spraw za dziecko nauczy je tylko „wyuczonej bezradności”, a nie odpowiedzialnego życia.
Dzieci uczą się różnych zachowań i umiejętności w swoim tempie. Oczywiście, należy je zachęcać do próbowania i zdobywania nowych umiejętności. Takie eksperymentowanie i próbowanie powinno odbywać się w miłej atmosferze, nie w pośpiechu. Także początkowe wykorzystanie zdobytych umiejętności wymaga dodatkowego czasu i spokoju. Na przykład, wymaganie od kilkuletniego dziecka ze słabą motoryką wykorzystania nowej umiejętności – np. zasznurowania butów – w atmosferze pośpiechu („bo się spóźnimy na spotkanie”), w większości przypadków skończy się niepowodzeniem. Ale jeśli damy dziecku spokojnie wykonać nową czynność, to z pewnością mu się ona powiedzie i będzie z siebie bardzo dumne.
Mądrze kochać, to uczyć życia, uczyć radzenia sobie w różnych sytuacjach, rozwijać samodzielność i odwagę. Wychowujemy dzieci dla nich – dla ich szczęścia, zaradności, ale także dla społeczeństwa.
Nasz mały człowieczek zaczyna wyrastać na poważnego ucznia, jeszcze chwila i… stanie się wyszczekanym nastolatkiem. Ale o tym przeczytacie w kolejnej części.