Autorka: Dosia
Czy ktoś z Was spotkał w życiu Złotą Rybkę lub Dżina z Lampy Alladyna? Ja przekonałam się, że nie są to tylko bajki.
Być może znacie też zabawną historię o otwartym sercu? Jest ona prawdziwa. Pewien człowiek był samolubny i niewierzący ale wreszcie nawrócił się, uwierzył w Boga. Jego gorącym pragnieniem odtąd było, aby otworzył się na potrzeby innych ludzi. Tak więc od tej pory codziennie żarliwie modlił się „Panie Boże, otwórz moje serce!”. Po pół roku jego modlitwa została wysłuchana. Z powodu choroby serca wylądował na stole operacyjnym, gdzie otworzono mu serce. Od tej pory już bardzo ostrożnie formułował swoje modlitwy.
Wkrótce wyjaśnię, co ma wspólnego Złota Rybka, Dżin i historia z otwartym sercem, ale najpierw zdradzę Wam, co takiego mnie wiąże z Dżinem i Złotą Rybką.
Mam prywatnego niewolnika, ma na imię Dżin. Jest wielki, silny i bardzo mi oddany. Spełnia wszystkie moje zachcianki tak szybko, jak tylko jest to w mocy człowieka. I nawet ma dość dobrą pamięć – mogę mu dawać wiele poleceń jednocześnie.
Mówię mu – „Chcę herbatę” – proszę bardzo, natychmiast dostaję herbatę. Ja mogę sobie myśleć o niebieskich migdałkach, w tym czasie mój Dżin nastawi wodę, nasypie wiórków i postawi gorącą herbatę przy moim biurku.
Mówię mu – „Chcę dojechać bezpiecznie do Warszawy”
– zawozi mnie do Warszawy, jak po sznurku. Ja mogę słuchać muzyki, audiobooków, marzyć i w ogóle nie myśleć o celu – a on mnie już cierpliwie, niezmordowanie, powoli i bezpiecznie zawiezie.
Mój Dżin nie tylko realizuje proste polecenia, realizuje także długofalowe, złożone, często sam wymyślając cele pośrednie. Poza tym stara się on nagiąć moją wizję świata i siebie do moich potrzeb i wyobrażeń. Gdy mówię „Życie jest piękne” – zaczyna zwracać moją uwagę na wszystko, co to potwierdza. Tego nie robi tak zupełnie bezkrytycznie. Musi coś rzeczywistego znaleźć, aby tę wizję nagiąć, więc nie ma sensu mówienie przy nim rzeczy absurdalnych, na przykład „Jestem blondynką”, kiedy od urodzenia jestem brunetką. Naginanie wizji świata musi mieć pewne, dostrzegalne poparcie w obiektywnej rzeczywistości. Na przykład po tym, jak upiekę ciasto, mogę powiedzieć „Jestem dobrą gospodynią”, a mój Dżin przyjmie to za polecenie i powoli rzeczywiście zrobi ze mnie dobrą gospodynię, nawet jeśli wcześniej nie było to prawdą. Co ciekawe, znacznie łatwiej przyjmie sugestię „Jestem dobrą gospodynią” niż „Będę dobrą gospodynią”, „Staję się dobrą gospodynią”, czy też „Chcę być dobrą gospodynią”. To dość prosty chłopak – określenie celu, do którego dążę, podane mu w czasie teraźniejszym, w trybie dokonanym i dodatkowo wzmocnione odpowiednim obrazem (w tym wypadku upieczonym ciastem), to najlepszy sposób porozumiewania się z nim.
Byłby z niego absolutny ideał, ale ideałów nie ma. Niestety, nawet mój bajeczny Dżin ma swoje wady.
Na przykład, między nami mówiąc, nie jest on najbystrzejszy. Specjalnie piszę w ten sposób, żeby – jeśli to podejrzy – nie zrozumiał. Bo on, proszę Państwa, czasami najzwyczajniej nie rozumie zaprzeczenia! Nie daj Boże powiem „Nie chcę być gruba”. Będzie nęcić mnie słodkościami, będzie mi wmawiał, jaka to jestem głodna, byleby choć trochę zaokrąglić moje kształty. No bo – o zgrozo! – nie zauważył krótkiego słówka „nie”.
Ta historia z „nie” byłaby może jeszcze do zniesienia. Ale tak naprawdę, to muszę z przykrością stwierdzić, że myślenie szwankuje u niego na całej linii. Ten nieborak niby chce mojego dobra, zrobiłby dla mnie absolutnie wszystko, ale nigdy nie zastanowi się, czy polecenie, które wykonuje, będzie miało dla mnie dobre skutki, czy złe. Wykonuje wszystko na ślepo, bez żadnej weryfikacji. Powiedzieć mu w czasie nadmiaru obowiązków „Mam dość, chcę wreszcie odpocząć”, to jest już bardzo niebezpieczna gra, bo mój Dżin bez konsultacji ze mną wybiera do tego drogę, która wydaje mu się najprostsza. Na przykład raz wywołał u mnie potężny ból kręgosłupa z rwą kulszową, co mnie unieruchomiło na dwa tygodnie, a innym razem doprowadził mnie nawet do wypadku samochodowego. No nie mogę powiedzieć, odpoczęłam wtedy, że hej! A przecież nie o to mi tak do końca chodziło.
Dlatego podejrzewam, że mój Dżin jest w zmowie z jakąś wyjątkowo produktywną Złotą Rybką, której wciąż podrzuca moje zlecenia. Konszachty z nią tłumaczyłyby tak łatwe przekręcanie przez Dżina realizowanych życzeń, bo być może on jej przekazuje moje polecenia w niezmienionej formie, a – jak wiadomo – Złote Rybki mają właśnie to do siebie, że mało kto potrafi tak sformułować swoje życzenie, żeby ona czegoś nie namieszała przy realizacji.
Jak widzicie, posiadanie niewolnika, to nie tylko przyjemności, ale i odpowiedzialność. Mój Dżin, pomimo charakterystycznego imienia, nie ma swojej lampy, w której potrafiłabym go zamknąć. A nie wolno mi go pozostawić bezczynnego, bo wciągnie mnie w realizację jakichś celów innych ludzi albo będzie usiłował swoich telepatycznych możliwości i próbował zrozumieć moje myśli, co mu się nawet nieźle udaje, ale co jednocześnie najczęściej prowadzi do fatalnych nieporozumień, tych z „nie”, czy z błędną interpretacją tego, co bym chciała. Jednocześnie gość jest niezmordowany, pracuje nawet nocą. Zdecydowanie, lepiej przy tym moim Dżinie wiedzieć bardzo precyzyjnie, czego się chce i wyrażać to głośno lub pisemnie w prosty, pozytywny sposób.
Żeby ustrzec się groźnych dla mojego bezpieczeństwa przestojów Dżina, muszę więc przygotowywać dla niego listę zadań zapełniającą mu cały czas przynajmniej na kilka tygodni z góry, nie za długą i nie za krótką, mającą zadania prowadzące do zmian we mnie i w świecie zewnętrznym, długofalowe a także bieżące, i koniecznie spójne, nie wykluczające się nawzajem. Efekty zadań przeznaczonych dla niego powinny być konkretne, mierzalne, określone w czasie teraźniejszym i wzmocnione prawdziwym lub wyobrażonym, szczegółowym obrazem. Dobrze jest, jeśli je co jakiś czas głośno wypowiadam, zapisuję lub wizualizuję.
Czy Dżinowi zdarza się dostać ode mnie precyzyjne, proste polecenie i go nie wykonać? Ależ oczywiście. Robi tak zawsze wtedy, gdy moje polecenia są sprzeczne. Powiem mu „Chcę napisać książkę” i „Chcę mieć mnóstwo czasu na czytanie forum” – wtedy nie wiadomo, czy wykona pierwsze polecenie, drugie, czy też będzie tak zdezorientowany, że ostatecznie nie wykona żadnego. Bo on na dodatek dość nieśmiały jest, nigdy nie pyta, tylko próbuje mi, na swój niemądry sposób, nieba przychylić tak, jak potrafi.
Mój Dżin, to nie jest jedyny niewolnik w moim domu. Mąż i dzieci też mają swoich. Niewolnicy moich dzieci, to byli nawet jeszcze gorsi od mojego Dżina, bo wykonywali również moje rozkazy. Na przykład, gdy palnęłam „Ty leniu, zabieraj się do roboty, bo znowu zapomnisz się spakować”, wtedy niewolnik mojego syna natychmiast zabierał się do pracy – doprowadzał cierpliwie do tego, żeby mój syn stał się leniwy i żeby regularnie zapominał się pakować. A co się działo potem w domu, gdy za moim dzieckiem, które nie chciało założyć kurtki, krzyknęłam „Zobaczysz, że się rozchorujesz!”, to już naprawdę szkoda gadać. Doszło do tego, że w końcu uwierzyłam w samospełniające się przepowiednie.
Dużo czytałam, obserwowałam i wyciągałam wnioski.
Trwało to długo, latami, aż w końcu rozszyfrowałam cechy tych naszych potężnych i niewidzialnych niewolników. Dowiedziałam się również, że każdy człowiek takiego ma, nazywa się go często podświadomość, a wydawanie mu poleceń nazywa się programowaniem podświadomości.
Podświadomość jest odpowiedzialna za wszystkie czynności, które wykonujemy mechanicznie – na przykład za chodzenie. Nikt z nas przecież świadomą częścią umysłu nie kieruje każdym krokiem – świadomy umysł tylko raz decyduje: „Chcę dojść do domu” – a następnie już podświadomość przejmuje to zadanie i dba o to, aby nogi się podnosiły na zmianę, aby oczy rejestrowały, czy bezpiecznie można wejść na ulicę, aby nasz marsz był w ściśle określonym przez nas wcześniej kierunku. Nie musimy świadomym umysłem kierować każdym naszym krokiem, bo zajmuje się tym nasza podświadomość.
Podświadomość jednak ma znacznie większe możliwości, niż opisane powyżej. Jeśli nastawimy ją na jakiś dalekosiężny cel, wtedy będzie sterowała naszymi czynnościami podobnie, jak robi to w czasie prowadzenia nas drogą do domu. Na przykład, jeśli postanowimy świadomą częścią umysłu „Chcę znaleźć pracę”, to podświadomość zadba o to, żebyśmy przy kiosku pomyśleli o tym, żeby kupić gazetę z ogłoszeniami, przy najbliższej wolnej chwili przypomni nam, żeby do niej zajrzeć i podzwonić. Podobnie będzie, jeśli damy podświadomości takie zadania, jak „Chcę być szczupły” (czy może lepiej: „Jem tylko 3 małe, zdrowe posiłki dziennie”), „Łatwo się uczę”, „Jestem konsekwentną mamą”. Każde nasze wystarczająco silne lub wystarczająco często powtarzane pragnienie czy wyobrażenie o sobie będzie powoli i sukcesywnie realizowane przez naszą podświadomość. Podświadomość potrafi zmienić nasz charakter, wyleczyć nas, doprowadzić nas do dobrobytu a nawet spowolnić procesy starzenia się. Wszystko zależy od tego, jak sformułujemy jej polecenia i czy często będziemy je jej przypominali, czyli jak ją zaprogramujemy.
Nasza podświadomość przyjmuje tylko nasze polecenia. Jednak jeśli ktoś mi powie: „Jesteś złośliwa”, a ja zacznę na ten temat myśleć „Czy on ma rację? Czy jestem złośliwa? Nie, na pewno nie jestem złośliwa, to przecież absurd!”, to podświadomość wyłapie z tego ciągu myśli „Jestem złośliwa” i zrealizuje. Dzięki temu, że znam zasady działania podświadomości mogę się obronić przed przyjęciem takiej sugestii zignorowaniem tego komunikatu albo taką myślą: „Uważam inaczej – jestem dowcipna!”. Pamiętajmy, że nasze dzieci bardzo łatwo wierzą w to, co my do nich mówimy i nie potrafią się jeszcze bronić w taki sposób, jak to właśnie opisałam. Dlatego zawsze programujmy ich podświadomość takimi cechami, jakie chcemy u nich widzieć. Dotyczy to nie tylko cech charakteru, zadań, zasad ale również zdrowia. Lepiej dziecku powiedzieć „Jeśli założysz szalik, będziesz zdrowy” niż „Zobaczysz, że będziesz chory, jeśli nie założysz tego szalika!”.
To nieprawda, że istnieją wybrańcy losu, ludzie „w czepku urodzeni”, których życzenia zawsze się spełniają, a reszta nie ma szczęścia w życiu. Reszta po prostu niezbyt dobrze poznała cechy naszego wielkiego pomocnika. Słyszałeś na pewno twierdzenie, że optymiści mają szczęście? To nie jest tak, że oni mają szczęście – optymiści po prostu widzą rzeczywistość tak, jak chcieliby ją widzieć, a ich podświadomość posłusznie realizuje ich wizję. Nasze szczęście jest w naszych rękach.
Teraz zapewne już domyślasz się, co mają wspólnego Złota Rybka, Dżin i historia z otwartym sercem? Złota Rybka i Dżin to oczywiście personifikacja naszej podświadomości, która ma takie możliwości, że aż trudno nam w nie uwierzyć. Myślę, że kiedyś ktoś bardzo mądry odkrył te prawdy i próbował nam przekazać te informacje za pomocą bajek. Historia z otwartym sercem może mieć dwa wyjaśnienia w zależności od tego, czy interpretująca ją osoba jest wierząca, czy nie. Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że jeśli Bóg istnieje, to ma znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż osobiste angażowanie się w realizację każdego z naszych pragnień, a więc prawdopodobnie deleguje naszej podświadomości rzeczy, które ona sama potrafi zrealizować. Tak więc w obu interpretacjach mężczyzna, modląc się codziennie, dawał swojej podświadomości informację, czego chce i polecenie: „Otwórz moje serce” okazało się prawdopodobnie dla jego osobistej Złotej Rybki zbyt mało precyzyjne…
Uczę się korzystać z zalet naszych niewolników dla dobra moich bliskich. Tak więc teraz mówię do dzieci „Trzymaj ręce przy sobie” zamiast „Nie bij”, mówię „Nauczyłeś się tych słówek, masz dobrą pamięć!”, „Wyjąłeś naczynia, jesteś obowiązkowy!” i „Widzę że ćwiczysz, będziesz silny i zdrowy!”. A ich niewolnicy natychmiast przyjmują te polecenia i powolutku robią swoje.
Uczę się też wydawać polecenia mojemu Dżinowi. Tak, żeby były one dla niego były proste, pozytywne i nadawały mu jasny kierunek działań. Nie powiem, żeby było to łatwe, ale widzę, że jest bardzo skuteczne, co wciąż dodaje mi skrzydeł. Mnóstwo rzeczy już dzięki temu osiągnęłam. A napisałam ten artykuł, bo … lubię pisać dobre, użyteczne dla innych i ciekawe felietony. Oczywiście usłyszałeś, mój drogi Dżinie?